niedziela, 30 czerwca 2013

Dylemat moralny

Każdy kiedyś stanął przed decyzją, która  wystawiała na próbę jego wartości.
Sobota, godzina  13, warszawski bar mleczny. Stoliki pełne jedzących ludzi. Z każdej „klasy społecznej”, o różnym stopniu zamożności, w różnym wieku. Wszyscy w tym samym celu, w tym samym miejscu. Wchodzi mężczyzna. Właściwie się wtacza, obijając się o każdy stolik po drodze. Stan ewidentnie wskazujący na spożycie. Jedzący zaczynają podnosić wzrok, kasjerka woła szefową. A Pan bez awantur podchodzi do kasy, po czym dowiaduje się, że nie zostanie tu obsłużony. Dlaczego? ”Bo jest pod wpływem alkoholu, są tu dzieci, to nie jest pijalnia, a on zapewne uśnie jedząc posiłek, niech weźmie na wynos, a najlepiej to ma już stąd natychmiast wyjść.”
W jego obronie stanęła tylko jedna kobieta, z dzieckiem u boku. Obsługa baru konsekwentnie zaczęła Pana wypraszać, grożąc przy tym policją. A on chciał tylko zjeść.  Może i posiłek na wynos byłby najlepszym kompromisem, aura za oknem nie jest bowiem zimowa, więc może Panu nic by się nie stało. Może ten posiłek miał być jedynym tego dnia.  Skończyło się na odprowadzeniu do drzwi i pustym brzuchu.
Plik:Lightmatter homeless walker.jpg
Ale czy musiało tak być? Gdzie jest granica, którą można ominąć? Ile razy stajemy przed dylematem, czy komuś pomóc, bo może to żul, ćpun, albo i jeszcze gorszy, więc nie można takich degeneratów wspierać. Każdy z tych ludzi ma jakąś historię,  powód dla którego znalazł się w takiej sytuacji. Nie każdy jest przecież od razu tym najgorszym. Najłatwiej jest odwrócić wzrok, wstrzymać oddech na parę sekund, zapomnieć o problemie.
A co Wy zrobilibyście w takiej sytuacji? Jako inspirację, podaję filmik:

Myślę, że zrobili kawał dobrej roboty. Nie dając pieniędzy do ręki (co moim zdaniem jest tą granicą między pomocą w przetrwaniu, motywacji, a zbytnim ułatwieniem dostępu do środków – jedzenie przyda się na tyle, żeby ktoś przetrwał, może uwierzył w ludzi i zaczął stawać na własne nogi. W przypadku takich osób chyba najlepsze rozwiązanie).