Pierwszy Nightskating, w którym miałam okazję uczestniczyć
(bo czy 100% przyjemność, to okaże się w dalszej części postu…). Temat
hawajski, a więc typowo wakacyjny, dodał sporo koloru i radości.
Trasa
19km – czy to dużo, czy mało? Zależy to chyba od stopnia
zaawansowania „rolkarza”. Nie jeżdżąc dość długo, można mieć chwile słabości (u
mnie były ok. 9 i 13km), ale trasę ukończyłam z wielką satysfakcją, że się
udało. Słyszałam, że były osoby, które jechały któryś raz z rzędu, a dopiero
pierwszy raz udaje im się skończyć trasę, więc i radość była jeszcze większa.
Warszawskie skrzyżowania zostały zablokowane na średnio 10min, cała trasa była
asekurowana przez policję i team (o tym później). Podczas przejazdu dało się
odczuć gdzie drogowcy łatali drogę, a gdzie są koleiny, czy nieprzyjemny asfalt
z mnóstwem kamyczków, które powodowały wibrację kółek, męczącą nogi. Sam
przejazd odbywał się dość płynnie, poza paroma postojami przed większymi
skrzyżowaniami z np. torami, gdzie ruch odbywał się o wiele wolniej; które
jednym dawały chwilę oddechu, innym zbytnio ostudzały mięśnie. Wśród tłumu dało
się wyróżnić bardziej zaawansowanych, często wjeżdżających pomiędzy innych, ale
dopóki nie wpadali na nikogo, nie było z tym problemu.
Pomoc w sytuacjach
awaryjnych
Wszechobecne podnoszenie rąk – człowiek nie potrafi się
czasem połapać, czy chodzi o przejazd przez tory, zrobienie pamiątkowego
zdjęcia, sugestia zahamowania, czy oznaczenie czyjegoś upadku… Współuczestnicy
w przypadku upadku mojej mamy zareagowali natychmiast podnosząc ręce i
ostrzegając tym samym resztę nadjeżdżających – tu wielki plus. Ekipy medyczne
są równie aktywne i niby można oczekiwać pomocy, ale… skaleczenie o brudną,
zardzewiałą barierkę, krew się leje i gdzie tu poprosić o pomoc w tłumie ponad
2tys. osób? Zapewne należy zatrzymać kogoś z odblaskową kamizelką, hucznie
nazwanych teamem(tak mówi logika). Wlatuję w tłum, macham rękoma, krzyczę, wskazuję,
NIC. Przebijam się na drugą stronę do kolejnej „kamizelki” i znów nic „należy
iść po medyków na lewą stronę”. Ale przecież dopiero co tam byłam! Adrenalina
robi swoje, poddaję się. Mija minuta, a tu team, który krzyczy i pogania do
szybszej jazdy niczym na zawodach rolkarskich, oj minus… Wpis na facebooku o
w/w sytuacji został skrytykowany przez samych administratorów NS „team nie jest
od udzielania pomocy, a od zabezpieczania przejazdu”. Bez komentarza.
Reakcje przechodniów
Zdjęcia, mnóstwo zdjęć! Niezależnie czy to zagraniczni
turyści, czy zwykli spacerowicze. Kciuki uniesione w górę i bicie braw na końcu
trasy, machanie, to naprawdę podnosi na duchu! Tylko nie wszyscy są tacy,
spotkałam się z aktem wandalizmu i chamstwa, bo inaczej nie można nazwać
wepchnięcia się na uczestniczkę, mówiąc MAM ZIELONE. Drodzy piesi, może trochę
cierpliwości? Sama miałam okazję podziwiać poprzednie edycje Nightskating co
prawda z okna, ale nigdy nie czułam zniecierpliwienia „kiedy oni sobie pójdą?!”,
a popychanie jadących w takim tłumie może skończyć się groźnie. Trochę
wyrozumiałości, może nam się śpieszyć (w końcu to ta wielka Warszawa ;)), ale i
luz i radość, że coś się tu w ogóle dzieje, powinny być przeważające.
Podsumowanie
Parę nieprzyjemnych sytuacji (hmmm… zapomniałam dodać, że
trzymanie się za ręce podczas jazdy w tłumie chyba nie jest najlepszym pomysłem-tu
odsyłam na prywatną randkę skoro ktoś 2h bez łapania się za ręce nie wytrzymuje,
a co dopiero robienie wężyków z 3 i więcej osób) i tak zostało skutecznie
zniwelowane świetną atmosferą, satysfakcją i dumą z samego siebie. Tak duża
frekwencja (ponad 2200os.) miłośników rolkowania chyba pokazuje skalę
usportowienia Warszawiaków. Na pewno kiedyś jeszcze wezmę udział w NS, dla
siebie, dla szczęścia. A apteczkę wezmę ze sobą, tak na wszelki wypadek.
Źródło: fanpage NS (wolałam nie ryzykować strzelania słit
foci w tłumie)